Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Łzy cisnęły się do oczu, gdy go koledzy i dziatwa tłumnie odprowadzali do kapliczki Aniołów Stróżów... Połowa serca biednego profesora zostawała tu w tym cichym zakątku, w którym mu tak błogo było, tak spokojnie jak u Boga za piecem.
Z nieotartemi prawie łzami dowlókł się Kwirym do Żulina, gdzie nań czekała siostra — i tu dopiero odetchnął lżej, wmawiając w siebie, że zawsze mu kilka godzin pozostać może dla nauki i książek.
Pierwszą wiadomością jaką otrzymał od Jadzi, wysiadając niemal, było, że Rajmund wziął już ślub z wdową i natychmiast oboje państwo wyjechali do Wilna.
Oprócz tego oznajmiła z trwogą pewną Jadzia, że urzędowe jakieś pismo nadeszło do brata, którego ona otwierać nie śmiała. Jak wszystkie kobiety, Jadzia na sam widok urzędowej pieczęci, już była przerażoną. Kwiryn, który w tej tajemniczej kopercie nic ważnego się nie domyślał, uspokoiwszy siostrę, odłożył rozpatrzenie się w niej do jutra. Dzień ten, resztkę, chciał poświęcić na bezpieczne rozłożenie książek swoich, o które miał obawę wielką, czy w drodze nie zamokły.
Staroświeckie szafy stojące w sieni obrane były zawczasu na bibliotekę, i Jadzia z nich