Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sem, a brata w nim dla mnie niema. Płać i bierz, a nie, to Żulin pójdzie na licytacyą.
Prosić na nicby się było nie zdało. Kwiryn wolał szukać pomocy u obcych, i, choć w ciężkich warunkach, znalazł przecie żądaną kwotę, ale płacąc ją, zarazem dał uczuć Rajmundowi, iż stosunki braterskie nadal istnieć już między nimi nie mogły.
Słysząc to, ruszył ramionami pan Rajmund.
— To mi wszystko jedno — odezwał się, nie rozumieliśmy się nigdy.
Ocaliwszy w ten sposób Żulin dla siebie i siostry, gdy począł się rozpatrywać w położeniu w jakiém się znalazł teraz, Kwiryn dostrzegł łatwo, iż dwóm obowiązkom zadosyć uczynić nie mógł. Trzeba było albo Żulin lub ukochaną profesurę i spokojne życie swe poświęcić, a zostać skromnym hreczkosiejem, aby pracą codzienną, oszczędnością, czuwaniem, wybrnąć z ciężarów i szmatek ziemi niegdyś ojcowskiej, macierzyńskiej, do któréj tyle pamiątek przyrosło — ocalić.
Ze wszystkich ofiar, jakie w życiu zmuszonym był uczynić — ta może kosztowała go najwięcej. Lecz była koniecznością. Kwiryn pojechał ze ściśnioném sercem podać się o uwolnienie... Wyrzec się przytém musiał tych lat, które mu dawawały prawo do emerytury.
Rozstanie ze szkołami, z młodzieżą było dlań nad wyraz wszelki boleśném.