Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z rana trzeciego dnia przyjechał w istocie, czarno ubrany, nachmurzony — zimny. Opowiadań Jadzi słuchał z roztargnieniem, a gdy się po obiedzie znaleźli sami z Kwirynem, odezwał się do niego.
— Sprawa sprawy nie tamuje — smutek smutkiem, a my do interesu przystąpić musimy. Matka miała dożywocie na Żulinie, a teraz ja mam na nim tak jak połowę, bo siostry biorą część czternastą. Ja tam o ten kiepski Żulin nie dbam, a teraz pieniędzy będę potrzebował; zapowiadam więc, że sprzedam schedę moje.
Kwiryn, który wcale na interesach się nie rozumiał, pobladł tylko usłyszawszy tę groźbę, lecz znając brata, miał tyle ostrożności, iż wymówił się nieznajomością swą i zdał wszystko na prawnika, którego miał uprosić.
Z narady okazało się, iż po odtrąceniu tego co długi wynosiły, miał Kwiryn parę tysięcy rubli do spłacenia, jeżeliby się przy Żulinie utrzymać pragnął, a tego sobie najgoręcej życzył. Miał nadzieję, że Rajmund się zgodzi na rozłożenie wypłat, na układ jakiś, któryby mu wybrnięcie z zobowiązań ułatwił.
Na pierwsze wspomnienie o tém, Rajmund odparł zimno.
— Ja pieniędzy potrzebuję. Wiesz że się sentymentami nie rządzę. U mnie interes intere-