Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rego pana. Tak, tak, pojechała w nocy, niemłody pan jej towarzyszył... Była bardzo w złym humorze.
Pot wystąpił na czoło Kwirynowi; myślał jak wybrnie z tego ze swoim chorym, jak mu to potrafi powiedzieć, jak go pocieszyć. Radowało go to w duszy, bo Otton zdawał się być ocalonym; lecz nimby się namiętności ukołysały, ile miał z nim do przetrwania!
Rozmyślał jeszcze w korytarzu stojąc, gdy posłyszał szmer w pokoju Ottona i wróciwszy do niego, znalazł go pokrzepionym, zabierającym się wstawać.
Kwiryn począł mu to odradzać.
Kellner zapewniał że się czuł dosyć silnym, by nieznośne mu łóżko porzucić.
— Chcę się też, dodał stanowczo — rozmówić raz z panią Różą, abym wiedział czy woli mnie czy Senatora.
— O to, zdaje mi się, że jej już pytać nie trzeba — odparł Kwiryn, chwytając podaną zręczność oznajmienia mu o wypadku niespodziewanym. Moja pani bratowa bez pożegnania nas opuściła i pojechała — nie wiem dokąd.
Otton zbladły siadł na łóżku, nie mogąc się na nogach utrzymać.
— Wyjechała? wyjechała ze wszystkiém? zapytał.
— Zostawiła nam tylko do opłacenia rachunki, dodał profesor.