Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mogło naostatek gorączkę i podrażnienie: Otton usnął. Pozasłaniano okna, a że sen nie przyszedł rychło, dano mu spać tak długo jak chciał i gdy się obudził, pani Róży już w domu nie było.
Doktor przybyły nie radził wstawać dnia tego; Otton, co dziwna, nie napierał się nawet i parę razy niespokojnie zapytawszy o Różę, rozmowy o niej nie wznowił.
Tak się ściągnęło do wieczora. Otton był drzemiący, cierpienie zdawało się już więcej moralne niż fizyczne... Profesor nie opuszczał go na chwilę. Róża się wcale nawet nie dowiadywała.
Druga noc przeszła spokojniej. Kwiryn ją przesiedział w fotelu drzemiąc, zrywając się, myśląc o swém osobliwszém położeniu i o bratowej swej, której pojąć nie mógł postępowania.
Zrana Otton spał jeszcze, gdy profesor wyszedłszy na korytarz, od niechcenia zapytał służącego o panią Różę. Stała w pokojach sąsiednich, w których najmniejszego ruchu słychać nie było.
— Pani? pan się pyta o tę która przybyła z chorym? Przecież ona w nocy wyjechała!
— Jakto? wyjechała! zakrzyknął Kwiryn — ale to nie może być!
Służący się uśmiechnął.
— Jakże nie może być? odparł. Bardzo dobrze wiem o tém, bom nosił na wyjezdném rachunek, sądząc że go opłaci. Odesłała mnie z nim do cho-