Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyszli więc. Pod prokuracyami ruch był jak zwykle wielki, powoli więc przeciskać się musieli pod portykami, nim od Luny dostali się do Ś-go Marka. Już dochodząc tu, Otton się zatrzymał. Zdawało mu się, że zdaleka postrzegł idącą z Senatorem Różę. Szła sparta na jego ręku, żywo prowadząc rozmowę. Nie był tego pewien Otton i dopiéro poznawszy parasolik i kapelusz, szybko pociągnął z sobą Kwiryna.
Chciał dogonić tę parę, lecz daleko prędzej idąca Róża już była około Piazetty, i gdy oni się zbliżyli do kolumny Ś. Teodora, siedziała w gondoli ze swym towarzyszem. Dwóch wioślarzy żywo popędziło czółno ku Lido. Otton ze wzruszenia zakaszlał się mocno. Chciał wziąść zaraz drugą gondolę, (stręczyło się ich mnóstwo) i dopędzać zbiegów; profesor zaklinać go zaczął, prosić, tak że potrafił w końcu powstrzymać. Zostali więc na brzegu patrząc, jak czarna gondola uciekała im szybko i wesoło...
— Gonić byłoby i śmieszném i prawie niegrzeczném, rzekł Kwiryn. Daleko przyzwoiciej jest nie okazywać się tak zazdrośnym.
Nie mógł jednak zupełnie zostać obojętnym Otton, i rozmówiwszy się z gondolierami, którzy znali tego który powiózł Różę, umówił się aby mu do Giardino reale dali znać o powrocie.
Usiedli tymczasem na rozmowę, a pozostawszy sam na sam z uczniem, Kwiryn korzystał