Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


Późnym wieczorem powrócił z głową zwieszoną smutnie profesor Kwiryn do jednej z izdebek małych w hotelu Luna. Cały ten dzień przebył na strasznych mękach, w zupełnie daremnej walce z kobietą, która z poważnych, najsilniej uczutych słów jego czyniła sobie igraszkę...
Zaczynał się przekonywać, że posłannictwo jego, równie jak każde inne, musiało pozostać bez najmniejszego skutku, i że wypadek chyba jakiś, kaprys kobiety — coś niespodzianego, mogło Ottona ocalić.
Do młodego ucznia oszalałego dziwnie, mówić było próżno, jak sam wyznawał był chorym, a na chorobę nie mogły działać argumenta. Róża zaś ze wszystkiego żartowała, zarazem uwziąwszy się Kwirynowi jeśli nie zawrócić głowę, to go podbić urokiem swoich wdzięków.
Najmniejszego to nie uczyniło na nim wrażenia, oburzyło go tylko, lecz zaniepokoiło i upoko-