Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cóż mi powie mój Otello? zapytała szydersko...
— Dobrze mi dobrałaś imię — począł namiętnie Otton — na nieszczęście nie mogę się wywdzięczyć Desdemoną... Masz jakąś dziką przyjemność rozdzierać mi serce!!
— Jesteś zazdrośny? to zabawne! uśmiechając się i odrywając kwiatki z bukietu odezwała się Róża.
— Jestem zazdrośny, bo...
— Bo ja jestem zalotna! Niestety! nie umiem być inną! C’est à prendre ou à laisser!
— Nie masz serca!
— Być może! być może, ale mam fantazye! Każdy tylko to ma co mu dano! poczęła mówić idąc zwolna.
— Jakież będzie nasze życie w przyszłości? zapytał Otton ciągle się burząc.
Zamiast odpowiedzi, Róża bawiąca się bukietem, który powoli obrywała, jedne listki do ust biorąc, drugie rzucając na ziemię, wtrąciła pytanie.
A propos! Jeżeli myślisz że my możemy mieszkać zawsze na wsi i tète à tète — (spójrzała nań) to wprost — nie może być.
Otton zamilkł. Szli zwolna. Róża okiem ścigała przed niemi powoli kroczącego Kwiryna, nie racząc burzy swojego towarzysza najmniejszém wejrzeniem łaskawszém ukołysać.