Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pragnie... Ja zostanę przy tobie... i — otrzeźwisz się.
— Ja nie chcę wytrzeźwienia! wolę śmierć! przerwał wybuchając Otton.
W tym momencie od drugiego stolika dał się słyszeć głos wesoły, który Kellnera oblał jak wodą zimną. Róża śmiała się leżąc w krześle, Senator pochylony poufale coś opowiadał. Zdala mieniała wejrzenia z Ottonem i zdawała się bawić jego rozpaczą...
Miała jednak tyle przezorności, iż widząc ją dochodzącą do tego stopnia, który groził wybuchem, nagle skończyła z Senatorem i przyprowadziła go znowu do wspólnego stolika...
Tu wkrótce gość z nad Newy pożegnał ją i towarzyszów, i szybkim oddalił się krokiem. Otton miał czas, zakląć na wszystko co mu najdroższém było, Kwiryna, aby się nieznacznie oddalił, wyprzedzając ich do hotelu Ś. Marka — a sam na sam zostawił go z Różą.
Profesor ulitowawszy się nad nim, zwolna powlókł się przypatrując mennicy, pałacowi Dożów, Salucie, Doganie, dalekiej wysepce S. Jerzego i Giudece..
Otton blady stał czekając na Różę... Zbliżywszy się doń, popatrzała nań zmrużonemi trochę oczyma.