Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zaprezentować? pod mojém własném nazwiskiem! z pogardliwym śmieszkiem zawołała Róża. A mnie to co obchodzi, co tam jakiś prosty człek, parafianin, pomyśli sobie o mnie! Wyda mu się może dziko, że ktoś jeździ z żoną jego brata!! ale — mnie to wszystko jedno!
— Różo! — błagając zawołał Otton.
— Dajże mi pokój z tą swą skromnością studencką! przerwała już coraz gniewniej. Mam iść do rozwodu, mamy się pobrać przecie, to i nie potrzebujemy robić z tego sekretu. Biorę kapelusz i rękawiczki, idziemy razem...
To mówiąc wbiegła do drugiego pokoju szybko, a Otton pozostał zadumany smutnie.
Był do niej namiętnie przywiązanym — lecz, zaczynał rozmyślać o życiu przyszłém!!
Marwiczowej na jej nudy, już zaczynające przechodzić w stan chroniczny, wypadek ten był najskuteczniejszém lekarstwem w świecie.
Ożywiła się, odżyła, krew popłynęła w niej żywiej, przewidywała walkę. Pomimo pozornej niecierpliwości i rozdrażnienia, była temu rada, była w swoim żywiole znowu. Nie wątpiła, że ten brat męża, którego ona tak jak nie znała, musiał być cokolwiek do Rajmunda podobny. Spodziewała się więc zawojować go łatwo...
Nim Otton wyszedł ze swej smutnej zadumy, Różyczka przybrana jak do wyjścia w kapelusiku, w którym jej było bardzo do twarzy, z parasolikiem