Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja takich dziecinnych pieszczot nie lubię — przerwała — i wymówek podobnych nie przyjmuję. Któż to jest? jakim się tu sposobem zjawił? proszę mi mówić prawdę, bo słowo daję, śmiertelnie się pogniewam.
Otton i groźby i gniewy swej ukochanej z młodzieńczą dobrodusznością brał za dowody przywiązania; przemówienie do obowiązków dzielenia się z nią wszystkiém, poruszyło go.
— Nie mam potrzeby taić przed tobą, jest to dawny mój, ukochany nauczyciel — rzekł.
— Kto? kto? krzyknęła Róża, brat mojego ex-męża?
— Tak jest!
— Cóż on tu robi?
— A, ja nie wiem!!
— To ja ci powiem, wtrąciła głosem drżącym Róża — wysłany jest przez Rajmunda! niema wątpliwości. Wspomniał co o mnie?
— Nic a nic!
Róża poruszyła się żywo....
— Brat Rajmunda! O! on tu darmo się nie znalazł! Ja cię z nim samego na rozmowę nie puszczę. C’est dit! ani mi myśl: albo go tu proś, lub ja idę z wami!
— Ty! z nami! łamiąc ręce krzyknął Otton. Zlituj się! ale jakże ja cię mam zaprezentować! Co on pomyśli?