Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przepraszam cię, Różyczko, zawołał Otton czule, wcale się jeszcze nie pozbyłem tego pana, który ma do mnie interes, muszę z nim iść i zabawię pewnie z godzinę.
— Ale któżto jest? coto jest? przerwała gwałtownie Róża, rada, że choć sporem przerwie nudy. Otton chciał ją zbyć ogólnikiem.
— Interes.... i dosyć pilny....
— Proszęż mi mówić otwarcie! ja muszę i powinnam wszystko wiedzieć. Nie cierpię żadnych tajemnic!
Kellner pokręcał wąsika, sam niewiedząc co skłamać, ni co powiedzieć.
— Jest to ktoś — z kraju, który mnie poznał, i — chce pomówić ze mną. Nie znasz go.
Tą odpowiedzią niezaspokojona wcale, Róża zaczynała się coraz bardziej burzyć.
— Więc któż? więc o czémże ma być ta rozmowa? Dla czegoż ja nie zasługuję na tyle zaufania, abym się dowiedziała nazwiska.... i rzeczy...
Nie pojmuję takiej miłości gorącej, dodała z wyrzutem, co kawałek serca zachowuje i okrywa; która ma tajemnice dla siebie i nie dzieli się wszystkiém.
— Kochana Różyczko — odparł nieco urażony Otton, czasem się tajemnice zachowuje dla tego tylko, aby ukochanej oszczędzić troski i niepokoju....