Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a jako cel najwyższy katedra w uniwersytecie. Nuż się zakochasz i ożenisz?
Smutny uśmieszek przebiegł po ustach Kwiryna.
— Bądź spokojny — rzekł, kochać się mogę, bo zdaje się że to jest jak szkarlatyna i odra, choroba którą przebyć potrzeba każdemu; ale nadto jestem sumienny, abym do mojej biedy przykuwał drugą ofiarę!!
— Co do mnie — odezwał się Rajmund, ja znowu nie tak bardzo się kochania obawiam, bo je pojmuję trywijalnie i grubijańsko, jak ty powiadasz. Żenić się zaś gotów jestem, choć jutro, byle bogato i w stosunkach takich, któreby mi przyszłość zapewniły.
I gdy o tém mówimy, dodał — muszę ci uczynić jeszcze jedno zwierzenie.
Tu zatrzymał się nieco i pomyślał, jakby dopiero teraz rozważyć potrzebował, czy właściwém będzie wynurzyć się purytaninowi ze swemi programami przyszłości. Po chwilce jakoś nabrał odwagi.
— Wiesz, rzekł, Szambelanowa, która mi sprzyja bardzo i nie ma tajemnic dla mnie, podała myśl jednę — niezłą. Mąż jej, który zawsze życie prowadził bardzo płoche, ma tam podobno w Kobryniu czy Prużanie wydaną za mąż za urzędnika pewną panią z córką, już dorosłą —