Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ogólnemu: spoczywał na kupce, bo Profesor był jakąś leksykograficzną kwestyą nadzwyczaj zaprzątnięty, i dopiéro w dni dziesiątek z koperty został wydobyty.
Kwiryn przywykły do stylu zwięzłego, do logiki ścisłej klasycznych pisarzy, do wyrażania myśli w niewielu dobranych słowach, z początku po piśmie adwokata błądził jak w lesie.
Zrozumiawszy wreszcie o co chodziło i zajrzawszy do daty, przestraszył się i ręce załamał!
Nie wiedział czy jeszcze mógł się przydać na co, a w życiu praktyczném, powszedniém tak mało miał doświadczenia, iż wcale sobie radzić nie umiał.
Wpaść, uściskać, prosić, błagać, byłby potrafił; ale dróg do działania przeciw tego rodzaju niebezpieczeństwu nie znał, wymyślić ich nie umiał.
Tego dnia chodził jak nieprzytomny. Nie wahałby był się wziąść urlop, lecieć do Ottona, paść mu do nóg — lecz nie miał o czém jechać i nie był pewien czy się na co przyda ta ofiara.
Zdawało mu się naostatek, że wymówny, serdeczny list do dawnego ucznia, nad wszystko skuteczniejszym być może.
Siadł pisać, nie w ten sposób jak Soter, bo mu nie szło o styl, ani o popis żaden, ale o wydanie takiego krzyku boleści i zgrozy, ażeby z serca trafił do serca. Do Rekszewskiego odpowiedział tylko w kilku słowach, z których trwogę i roz-