Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Różyczka, przyznając się z naiwnym cynizmem do uczuć jakie miała dla Ottona, wahała się jeszcze i ważyła czy ma się ze wszystkiego wyspowiadać przed ojcem, lub czekać sposobniejszej chwili.
Napomknęła tylko że — czuła się nie bardzo zdrową i że jeden sławny lekarz już jej radził zmianę klimatu. Przytem ciekawą była bardzo Włoch i Szwajcaryi.
Stary słuchając przymrużył oczy.
Tiens! tiens! przerwał, żeby się tylko tak nie złożyło jakoś, by i p. Otton nie zapotrzebował także widzieć Włochy!
— A gdyby się tak złożyło? zapytała śmiało pani Marwiczowa.
— Nie byłoby to dobrém — odparł Szambelan. Rzeczy takie nie dają się ukryć.... Skandal kobiecie szkodzi, zniża jej cenę....
— No, to cóż? odparła Róża — skandal mógłby się skończyć rozwodem, a ja, gdybym chciała, poszłabym za niego!
Skrzywił się Szambelan.
— W ożenienie nie wierzę — odezwał się — młodzieniec, nimby do niego przyszło, ostygnąłby pewnie.... Familia — ludzie, przyjaciele, zahukaliby go.
— Nie! nie! jestem pewna — zawołała Różyczka.