Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie udając na chwilę żeby się miała drożyć z sobą — przyjmowała zalecanki Ottona z naiwnością, która go zdumiewała. Spodziewał się on walki, dramatu, oporu, scen miłosnych, a znalazł uśmiech lubieżny na ustach, spójrzenie wyzywające i za pierwszém słowem niemal wyrzeczoném, odpowiedź taką, jakby się znali i kochali od lat wielu. Scena ostatnia przychodziła na początku!
Różyczka nie okazywała nawet ażeby wątpiła ż ją wielbił; uśmiechała się temu hołdowi jako rzeczy naturalnej, należnej sobie, i z równą jakąś dziecinną naiwnością, zdała się chcieć dać do zrozumienia że nawzajem Otton się jej podobał.
O skrupułach ani był o mowy.... W loży pani Marwiczowej, ośmielony jej wejrzeniami, Otton przesiedzał wszystkich odwiedzających ją senatorów, prokurorów, jenerałów i różnych dostojników; w końcu pozostał sam z nią i począwszy od uwielbień, w których wyrażaniu dopuszczał się młodzieńczej przesady, z której mu się wdzięcznie uśmiechano, doszedł do zawładania ręką, nieopierającą się wcale, do umowy o jakieś spotkanie na jutro, do poufnych szeptów...
Różyczka która zachowała te naiwnie dziecinne maniery, jakie mają wszystkie kobiety zbyt wcześnie za mąż wydane — popsuta była życiem w stolicy, pobłażaniem męża, lecz dotąd serce jej spało.