Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Moja rada — albo pan zdaj na mnie sprawę i wracaj do domu, lub zresztą, do kata, oddaj interes temu „chodatajowi:“ niech kosztuje dużo, byle wam się nic nie stało!
— Zlituj się, panie Soterze! zkądże zaraz przypuszczenia takich ostateczności! zawołał rumieniąc się Otton.
— Bo ja znam świat i ludzi — dodał Soter, boś waćpan młody, poczciwy, niedoświadczony, a krew masz gorącą..... bo mi go żal..
Kellner, który serce miał najlepsze, uściskał Sotera, śmiechem zagłuszył jego proroctwa, przyrzekł mu że się mieć będzie na baczności, lecz zarazem zapowiedział mu, że w stolicy północnej chce koniecznie zabawić czas jakiś....
Adwokat wyczerpawszy argumenty, spełniwszy co mu sumienie dytkowało, zamilkł i wyszedł dając dobranoc.
Przestrogi pana Sotera przychodziły zapóźno. Od tego wieczora gdy był u Marwiczów, a zaraz później w loży pięknej Różyczki, młody kawaler zupełnie głowę stracił. Zdawało mu się że jego młodość, wesołość, dowcip, serce, zdobyły mu łaski jawnie okazywane przepięknej pani. Wistocie był to jakiś stosunek osobliwy, sympatya której nazwiska miłości dać się nie godziło, namiętność gorsza od niej daleko. Różyczka, znudzona mężem i łysymi senatorami, od razu jakoś, nawet