Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pierścieni, wyszła do salonu. Minkę miała znudzodzoną, jak zawsze, lecz zwierciadło, w którém się przejrzała, pokazało jej, że z tém jest do twarzy.
Śliczną była w istocie, bo stała właśnie na tej linii skrajnej życia, która jest jeszcze młodością, ale zarazem pełnym wszystkich wdzięków rozkwitem. Ponętniejszej istoty wystawić sobie było trudno, ani z większą wzgardą patrzącej na wielbicieli.
Drzwi się otworzyły, szelest sukni oznajmił wchodzącą panią, ku której obróciła się zwolna gospodyni.
Przybyła nie piękna ale świeża, rumiana i z twarzyczką wesoło rozigraną, ustrojona jasno i jaskrawo — byłato owa niegdyś panna Julia Marwiczówna, ulubienica brata, którą on przed parą laty wziął był ze wsi dla towarzystwa żony, prawie mimo woli matki — teraz już pani Baronowa i Jenerałowa Renner, żona niemłodego ale bardzo majętnego wojskowego.
Baron poznał ją u państwa Rajmundostwa, pokochał się w niej, a panna Julia była tak praktyczną, że wcale nie mogąc wypłacić wzajemością nie młodemu i mocno brzydkiemu wdowcowi, chętnie mu rękę swą oddała.
Pobyt w domu brata i nowe towarzystwo w które weszła, zmieniły tak dawną pannę Julią, że matka własna z trudnościąby ją może była poznała.