Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nareszcie sama ona coś zaczęła szeptać, bolejąc nad Rajmunda losem.
— Cóż się on może spodziewać po takiej żonie, która gwałtem wparłszy się do rodziny, przed matką męża głowy uchylić nie chciała.
— To dziecko, — odezwał się Kwiryn.
Julka tłómaczyła ją tém, że była zmięszana i strwożona.... Przestano mówić o tém wprędce, gdyż Ottonek powrócił z polowania, na którem nic nie ubił, lecz o swej wyprawie miał mnóstwo do opowiadania, osobliwie pannie Julii, dla której okazywał szczególną sympatyą, która wszystkich rozśmieszała.
Od swawoli niepohamowanej w Barweniszkach ratowało go tu, że chciał koniecznie dorosłego kawalera udawać.
Gdy się to działo w Żulinie, powóz Szambelana wracał z milczącą parą nowożeńców do Korznicy. Różyczka wcisnąwszy się w kąt powozu, odsunięta od męża, wrząca gniewem, uspokoić się nie mogła. Niekiedy rzucała się, wspomniawszy przyjęcie jakie ją spotkało; to spoglądała z pogardą na Rajmunda, który siedział nieśmiejąc przemówić do niej.
Wpół drogi dopiéro usta się jej rozwiązały.
— Mówiłam że nie potrzeba mnie było tam wlec, na upokorzenie i na sceny. Ja nie wiem, ja to odchoruję! taka jestem zła.