Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chodziła niekiedy do najokrutniejszej wrzawy, którą, gospodarz Fiszer z trudnością starał się powściągać. On sam i służba zresztą byli z hałasem oswojeni i wiedzieli, że bez niego się obejść nie może; szło im tylko, aby czujne ucho jakiego dozorcy policyjnego nie posłużyło się nim i nie usprawiedliwiło interwencyi, która nigdy na sucho się nie obeszła.
W kilku tych izbach, z których jedna tylko nieco jaśniej była oświecona, niekiedy tłok bywał taki, iż miejsca nowoprzybyli wynaleźć sobie nie mogli. Miejsce w którém znajdował się lokal p. Fiszera było tak szczęśliwie wybrane u zbiegu ulic, w samym niemal środku miasta, iż onby go był na najwspanialej gdzieindziej urządzone salony nie mieniał. Tędy przesuwała się w pewnych dniach i godzinach niemal cała ludność miasta, a dla wielu ta brudna restauracya miała w sobie urok niezwyciężony.
Każdy tu był jak w domu, bez ceremonii: wchodził zabłocony, siadał, palił, wołał, żartował ze służbą, podnosił głos, dysponował, kaprysić mógł i wykłócić się dowoli.
Jeżeli wypadkiem zabłądził tu elegant nawykły do innego tonu, czystości i pewnej względności służby, wynosił się rychło, bo nań tak spoglądano, jakby go za drzwi chciano wysadzić. Bilard przytrzymał czasem w restauracyi do późna niektórych, innych zawzięta pijatyka, na którą Fi-