smętarza, ani pogrzebu, aby chorych nie przerażać. I słusznie; wody to mają do siebie, że w początkach człowiek rozdrażniony i tak aż nadto marzy czarno, na cóż mu dolewać chmurnych myśli do zbolałéj głowy?
W tym roku jedną tylko śmierć, śmierć Jana Czeczota, autora Piosnek z nad Niemna i Dźwiny, i Pieśni Ziemianina, postrzegły całe Druskieniki. Téj ukryć nie było można. Przybył tu ten pełen prostoty wiejskiéj śpiewak, pełen cnót człowiek, po długich a długich cierpieniach, zamknąć zgonem chrześciańskim życie prawdziwie chrześciańskie. Ubogi jak J. I. Rousseau, bo dumny ze swego ubóstwa jak on, Czeczott w maleńkiéj chatce, w niedostatku, któremu musiano zapobiegać tak, że o tém nie wiedział prawie, skończył dni swoje. Jedna siostra płakała u osamotnionego łóżka, które odwiedzali nieustannie wszyscy, ale odwiedzający nie przerywają samotności. Umarł osamotniony jakem powiedział, bo nie miał ani rodziny, prócz siostry, ani przyjaciół swych ze starych lat. Pięknie to dla Druskienik, że ostatnim godzinom i pogrzebowi nie brakło ani funduszów, ani czujnéj i troskliwéj opieki.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/81
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.