stępuje. Gracz ani myśli się kurować w Druskienikach, pije — Kliko, kąpie się w Niemnie i Rotniczance, przechadza od stolika do stolika; a gdy zapotrzebuje większego ruchu, śpieszy do Zelwy i Swisłoczy. Rozumie się, że szuka młodzieży, że ją znęca czém tylko może, a potém, jeśli nie zna mores, ograwszy i ogoliwszy wypycha kolanem za drzwi.
Wierzę, a przynajmniéj chciałbym wierzyć, że graczów tego rodzaju, jakich we Francyi nazywają Grekami, nie znajdzie się w Druskienikach; ale najuczciwszy gracz z professyi, nie mający innego nad karty zatrudnienia, nie znający nic nad zielony stolik, jest istotą w społeczeństwie ohydną, że go nie ledwie na dnie samém towarzystwa pomieścić wypada; obok postaci najmniéj zaszczytu przynoszących imieniowi człowieka, na których exystencją jak na malum necessarium płakać potrzeba.
Nie potrzebuję się rozszérzać nad typami graczów, któż ich nie zna? kto się o nie nie ocierał? — poznasz ich nie tylko z kartami w ręku, ale na przechadzce, w traktjerze, resursie, gdziekolwiek spotkasz się z niemi. Twarz nawet, to
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/105
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.