Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obraz to jednak niewypełniony, słabo tylko malujący postać do określenia i osądzenia trudną. Adrjan był — istotą wyjątkową. Młodość jego przypadła właśnie na tę chwilę gdy u nas poezya się rozbudziła z siłą młodego pączka co okrywającą go pochwę rozsadza. W tych latach gdy wszystko na człowieka najsilniej działa, on pił tę wiosenną pieśń jeszcze świeżą, szumiącą młodą, nową — upajającą. Przypadek wrażliwemu dziecięciu dał za nauczyciela jednego z tych ludzi serdecznych, z jednej bryły wykutych, stworzonych do uwielbiania, potrzebujących coś czcić, nad czemś się unosić i kochać.
Dziecko przejęło od niego cześć dla poezyi pierwszą, pojęcie jej boskiej genezy i znaczenia; rozgorączkowało się nią pod jego okiem i przedwcześnie żyć w niej zaczęło.
Ta upajająca ambrozya wypita na czczo, na zaraniu życia, wpłynęła dziwnie na cały ustrój człowieka. Adrjan zawczasu przestał być dzieckiem — poczuł się poetą.
Z tą myślą, że był predestynowany, wyznaczony na poetę — poczęło się razem wynikłe z charakteru, może z warunków wychowania ukochanego jedynaka przez matkę — pragnienie osiągnięcia najwyżej zawieszonego wieńca. Nie dosyć mu było poetą być, chciał być największym z poetów. Miłość matki, jej uwielbienie dla dziecięcia dały mu pierwszą otuchę. Instynktem potem odgadł, iż chcąc osiągnąć cel wielki, potrzeba mu się było całkowicie poświęcić.
Zupełnie anormalną jakąś istotą wyszedł z tych pierwszych muzy uścisków. Byłoby to może wszystko spełzło na śmiesznym jakimś zawodzie, gdyby ów poczciwiec, nauczyciel, człowiek rozumny choć zapalający się i do entuzyazmów skłonny — na samym wstępie nie oświadczył uczniowi, iż wprawdzie Bóg geniusz daje, ale praca go wypiastowuje i żywi. A choć piastunka ta czasem może w namiętnych uściskach udusić wychowanka — lecz bez niej ów ani latać, aniby nawet chodzić się nie nauczył. Wpoił to