Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla mnie urok szatański. Czuję, że poddawszy się uczuciu, które mnie ciągnie ku niej, popadłbym w szał, w namiętność.
Pojęta strzepnął rękami, i jakby uciec chciał od ostateczności, którą przewidywał — poskoczył ku oknu.
Marjan stał, przypatrując mu się z pewnem zdumieniem.
— Przyznam ci się — zakończył — że dla mnie najpiękniejszy w świecie poemat, życia wart nie jest. Gdybym się dla przeistoczenia w nieśmiertelnego wieszcza wyrzec miał człowieczeństwa, miłości, kobiet, nadziei jedynej na ziemi chwili jaśniejszej, choćby tylko szału namiętności — zdeptałbym aureolę nogami, a wolałbym być prostym parobkiem i na zabój kochać się w Kaśce.
Z politowaniem uśmiechnął się słuchając Adrjan.
— Mój drogi, rzekł zimno: zdaje mi się, że to co my śmiertelni prawimy o naszej wolnej woli i wyborze losu, jest czystem rojeniem miłości własnej. Nikt się nie czyni tem, czem jest, ulegamy prawu niezbłaganemu, przynosimy z sobą na świat losy nasze...
Ty jesteś takim jakim być musisz — ja także. Choćbym chciał nie być sobą, nie mogę...
Hrabia popatrzał nań, jakby już dłużej badać go nie potrzebował.
— Wiesz co? rzekł po chwilce: jeżeli ci ta niebezpieczna miss Rosa niedopuszcza iść do Tramontany, u którego przynajmniej je się nie zbyt po włosku, ale po ludzku, i z tarasu jego widok nieporównany — weźmy osiołki i puśćmy się — ot tak, na los szczęścia, gdzieś w góry, w wąwozy — gdzie ci się podoba... Ja głosuję za Castellamare. W razie konieczności, ponieważ gościńce po nocy nie są bardzo bezpieczne, czemubyśmy nie zanocowali pod kasztanami w gospodzie?
Adrjan nim się zebrał na odpowiedź, otworzył drzwi na balkon i popatrzał po okolicy. Dzień był pogodny, białe, bawełniane chmurki pływały po niebie.