Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kartka hrabiego zdała mu się darem niebios. Anioł stróż czuwający nad geniuszem zsyłał przyjaciela, duszę bratnią, czciciela; widział w tem Adrjan rękę Niebios, łaskę przeznaczenia, ratunek...
Z wielkiem więc zdziwieniem mruczącej signory Costy, zobaczywszy bilet, z okrzykiem radosnym porwał się z łóżka na wpół ubrany, i wybiegł naprzeciw hrabiego.
Gospodyni, która go nigdy jeszcze tak ożywionym nie widziała, patrząc na powitanie mogła mniemać, iż najczulsza, braterska przyjaźń albo krew ich łączy, tak wzruszeni padli sobie w objęcia.
Usposobienie obu w tej chwili, djapazon dawnej przyjaźni, dosyć nizki, o kilka tonów podniosło.
Obaj uwierzyli w to, że byli z sobą niegdyś jak bracia, i że dalszym ciągiem dni zapomnianych musi być związek nowy — jakby jednej duszy w dwóch ciałach. Sceptyk nawet uniósł się i poruszył.
Byli sobie wzajem potrzebni. Hrabia zjednał Adrjana zaraz Admiracyą i poszanowaniem, z jakiem przybywał; a na nim blada, piękna, istotnie natchnieniem namaszczona twarz poety, mowa jego pełna powagi, uśmiech trochę goryczą zaprawny, jakieś oblicze i postawa uroczysta, niby kapłańska — uczyniły wrażenie silne. Nim się z tego wszystkiego miał zacząć wyśmiewać, przypatrywał się z ciekawością ogromną, nadzwyczajną, przybierającą pozór głębokiej czci i uwielbienia.
Adrjan mieszkał w willi nad samą drogą wiodącą do Castellamare, prawie poza Sorrentem, choć tuż blisko najpierwszej gospody pana Tramontany. Domek dosyć był opuszczony, górne piętro zajmowała angielska jakaś rodzina. On z matką mieli kilka pokojów na parterze i balkon z widokiem na morze, zawieszony tuż nad przepaścią najeżoną skałami. Z okien w dali widać było zatokę turkusową, chmurką okryty Wezuwiusz i białawe budowy Neapolu, a na wielkiej przestrzeni koloru nieba czarne łódki rybaków pływające jakby w powietrzu.