Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie przeszkadzało mu i to, że był piękny, młody, że był chory i że był dziki.
Hrabiemu Marjanowi było bardzo na rękę zbliżyć się do człowieka już mającego rozgłośną sławę, i tą przyjaźnią wkupić się w przyszłą jego nieśmiertelność. Przypuszczał nawet, że Adrjan uzdrowić go może z niewiary, zarazić go geniuszem. Sam nie był zdolny do niczego, ale pobudzony, rozdrażniony, popchnięty mógł iść daleko i wysoko.
Dowiedziawszy się o dawnym przyjacielu, hrabia Marjan począł od tego, iż zebrał sobie przygotowawczy materyał, rozpytał o niego, pochwytał wiadomostki i wskazówki, zdawało mu się, że miał pewne pojęcie o charakterze tego, któremu za towarzysza, za Pylada chciał się narzucić.
Adrjan jeszcze po wyjeździe matki leżał odpoczywając i rozmyślając o poemacie i o podróży na Wschód, gdy Marjan do drzwi jego zapukał. Gospodyni, kobieta średniego wieku, niespokojna i podejrzliwa, a zapłacona i nauczona przez matkę Adrjana, aby była ostrożną i czujną — obejrzawszy przybysza wciskającego się dosyć zuchwale, z razu odmówiła mu wręcz wstępu...
Che! che! che! — zawołała drzwi zamykając. — Signore Polacco mocno chory, gości mu żadnych nie potrzeba, zakazał ich doktór przyjmować!
Im bardziej napierał się hrabia, tem gniewliwa signora Costa zapalczywiej wnijścia broniła i drogę zapierała.
Musiał, uciekając się do ostatniego środka, zagrozić jej interesem wielkiej wagi, mającym za sobą straty pociągnąć, i zmusić do oddania swojego biletu, na którym na prędce dopisał ołówkiem kilka słów niezmiernie dla Adrjana pochlebnych, i jakby serdeczną dla niego miłością natchnionych.
Poeta był sam właśnie, smutny, znękany; brakło mu, nawykłemu do opieki czyjejś, kogoś, na kimby się jak na ramieniu matki mógł wesprzeć.