Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy często, tego samego dnia potem, wyśmiewał się i z siebie, i z tych, których oburzył lub nawrócił.
Dodać każe sprawiedliwość, że spotkawszy się z krytyką, choćby najmocniej usprawiedliwioną, i przeciw niej na harc wychodził w obronie tego, co mu się naprawdę najlichszem wydawało.
W istocie, kwestye, które podnosił, rozpłomieniając się do nich, były mu zupełnie obojętne; w głębi ducha powiadał sobie: Chi lo sa?
Włoskie chi lo sa? było mu ostatniem słowem mądrości. Nie przeszkadzało mu to jednak, dla przerwania nudów, walczyć a choćby się bić za to w co nie wierzył.
Zawiązywał znajomości i najserdeczniejsze przyjaźni bardzo łatwo, w początku wpijając się w ludzi z natarczywością, zwłaszcza jeżeli się oni sami do niego nie garnęli — a potem jednego dnia, gdy ich miał dosyć, rzucając w pośród gościńca... nie powiedziawszy nawet: — bądźcie zdrowi. Gdy go kto znudził, gdy kogo do dna wyczerpał, jak łupinę wyciśnionego owocu odpychał i deptał nogą.
Z przyjaźni do nienawiści przejście dlań było niezmiernie łatwe; lada słowo, lada spór błahy starczył do zerwania.
Z wyjątkiem tych godzin niewielu niecierpliwości i szału, przypominających słonie w niewoli, nagle rwące więzy i tratujące nogami co napadną — hrabia Marjan był najmilszym w świecie człowiekiem. Powierzchowność miał ujmującą, dystyngowaną, nie sztywną, ruchy nieco rubaszne i swobodne, ale formy salonowe, a choć niekiedy, zapomniawszy się stawał gburem, spotykało go to tylko w owych paroksyzmach, o których wspominaliśmy.
Adrjan znał go dawniej, byli z sobą na stopie przyjacielskiej, ale niezbyt poufałej, tak, że po upływie lat wielu dwaj towarzysze młodości mogli dla siebie być zagadką.
Marjan który znowu się nudził, a dla klimatu i dla swobody chciał siedzieć jeszcze we Włoszech, bo