Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zapewniano, choć temu wierzyć było trudno, że raz miał już hrabia fantazyę spróbować nowicjatów u Trapistów, a prawie bezpośrednio potem zaciągnął się na czas jakiś do bandy opryszków w górach. Wszystko to dla tych, co go bliżej znali, wydawało się możliwem, bo hrabia, gdy go trawiły nudy chroniczne, miewał fantazye najdziksze.
Mówiono o romansach jego wzbudzających obrzydliwość i o poświęceniach, które mogły uwielbienia być godne, gdyby z serca szły nie z szalonego humoru.
Wszystko to mieszało się razem, a wśród tych paroksyzmów niejeden już raz hrabia Marjan zasiadał i do książek; bladł nad studyami nauk zapomnianych, zwietrzałych, dziwacznych, pociągających tajemniczością swoją. Potem jednego dnia książki wyrzucał za okno, i zaciągnąwszy się jako majtek, miesiące na nędznej barce robił wiosłem i walczył z burzą.
Z fantastycznych wycieczek na pole nauk, pozostały mu wiadomości najrozmaitsze, bezładne, lecz obfite; jakiś bric a brac literacki, którym łatwo mógł przy pierwszem poznaniu olśnić łatwowiernego słuchacza.
Czytał wiele, całe poemata umiał na pamięć, a że raz sam chorował nawet na poetę i wyobraził sobie, że poezyę można się nauczyć robić tak jak buty, wszystkie teorye tworzenia były mu znane. Nie było nadeń trafniejszego, przenikliwszego krytyka, bo to co było chorobą jego ducha, usposabiało go do bystrego chwytania stron ujemnych, równie w życiu jak w piśmie.
Z prawdziwą przyjemnością hrabia Marjan sprawiał sobie igraszki z ludzi, którzy się wobec niego nad czemkolwiek unosili. Natychmiast brał się do ostudzania, przeczenia i zohydzania tego, co im się wydawało cudownem. Ktoś o nim mówił trafnie, że miał przyjemność, gdy drudzy jedli, pluć im do półmiska.
Czynił to z takim zapałem, przejęciem, gorącowością, iż przysiądz było można, że myślał co mówi,