Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chwila rozstania była dla niej straszną jak śmierć. Złamała ona i Adrjana, który przeprowadziwszy matkę do Neapolu, wrócił do domku swego w Sorrencie, aby się do łóżka położyć.
Lecz boleść ta, acz wielka w początku, w przeciągu dni kilku ostygła pod wrażeniem daleko silniejszem, jakiego doznał Adrjan spotkawszy się z jednym z dawnych swych towarzyszów i przyjaciół młodości.
Był nim hrabia Maryan, młodzieniec tego wieku co on, ale bardzo różnego charakteru i usposobień — sceptyk, szyderca, który chwilami zrywał się do największego entuzyazmu, aby natychmiast prawie wrócić do ironii, chłodu i niewiary we wszystko, nawet w samego siebie. Na dwóch przeciwnych krańcach schodziło mu życie w uwielbieniu tego, na co plwał wczora, w szyderstwach z tego, co wielbił przed chwilą. Sceptycyzm przemagał w nim, lecz jak z zimnej łaźni, Maryan się z niego czasem rozpaczliwie wydzierał. Wrażliwy był do zbytku, a wychowanie od razu przechyliło go na stronę ironii życia. Miał we krwi, w rodzie coś, co mu nie dozwalało kochać, nie śmiejąc się z tego uczucia, wierzyć w co bądź, nie szydząc z własnej wiary.
W towarzystwie jednak, jakby się wstydził tego usposobienia, hrabia chciał uchodzić raczej za entuzyastę i dziwaka, niż za niedowiarka bez czucia.
Na świecie nudziło mu się.
Miał po za sobą już burzliwą przeszłość, dosyć po niej pozostałych niesmaków, szukał ludzi, aby żyć ich kosztem, gdyż w sobie samym nie miał już materyału do życia.
Natura dała mu niesłychaną bystrość pojęcia i pamięć cudowną, która własną myśl starczyła. Hrabia choć w istocie nic dobrze nie umiał, rozumiał wszystko, odgadnąć mógł co chciał, a zajmował się krótko, lecz żywo bardzo czemkolwiekbądź, byle ono było nowem i próżnię jego duszy zapełniało chwilowo.