Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Matka niewolnica, znużona, trwożna, szła osłaniając biedną istotę, która rozbijała się co chwila o rzeczywistość, potrzebując nieustannej opieki. Tymczasem to czuwanie macierzyńskie stawać się zaczynało coraz większym ciężarem dla geniusza. Klara smutniała i tęskniła do domu; z listów kapitana widziała, jak ciężko było fantazyom syna dogodzić, w których nie znał miary, nie domyślał się ich ceny.
Towarzystwo jej zwiększało jeszcze wydatki choć dla siebie jak najmniej potrzebowała. Płakała biedna, kryjąc się ze łzami, modląc, nie wiedząc co począć z sobą i z nim. Adrjan bujając w obłokach, ani chciał słuchać o powrocie: jego poemat na Wschodzie pod namiotami Beduinów mógł być tylko skończony.
Gdy się to działo, przyszła jak piorun wiadomość o nagłym zgonie poczciwego kapitana; powrót matki do domu stał się koniecznością. Adrjan dla samego zdrowia nawet powracać nie mógł. Doktorowie, których tajemnie radziła się matka, nie trwożąc jej, dawali jednak do zrozumienia, że dla poety dłuższy pobyt na Południu był więcej niż pożądany — stał się niemal koniecznym.
On sam wcale nie czuł się chorym, znużonym zaledwie pracą. Przypisywał osłabienie swe tworzeniu i wyczerpaniu ducha.
Podróż na Wschód, utrzymywał stanowczo, miała go wyleczyć i dać mu siły nowe. Z natarczywością niemal począł naglić, aby matka wracała odpocząć do kraju, a obmyśleć dlań środki do dalszej podróży.
W ciągu jej, jak się spodziewał, wprędce miał swój poemat dokończyć, do którego wypełnienia ciągle mu nowe myśli przybywały; miał się zająć wydaniem tego arcydzieła, i dopiero rzuciwszy je zdumionemu światu, powrócić także spocząć u kolan matki.
Ze smutną rezygnacyą słuchała tego wdowa, napawając się marzeniami syna, czując konieczność opuszczenia go i połykając łzy skrywane.