Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ten pocałunek, jakże osłupiał — postrzegłszy dwie osoby, które w jego wyobrażeniu, tak bardzo rozdzielało ich położenie towarzyskie, połączone takim węzłem! Fajka którą trzymał w ręku z ust mu wypadła, narobiła stuku i zwróciła uwagę dwojga (bo tak ich muszę nazwać) kochanków.
— A co to, to pięknie! odezwał się półkownik posuwając się powoli ku najbliższemu krzesłu. A! uu! tegom się po pani nie spodziéwał nigdy! A i Waspan jak widzę ptaszek noszony, o! noszony, zwąchał co dobrego! Patrzaj no go, jak mierzy wysoko! o! Cóż ty za jeden jesteś, że śmiałeś posunąć się i bałamucić prezesównę! hę! hę!
Nikt nie odpowiedział półkownikowi, on rozparł się wygodnie, buchnął kłębem dymu i rozgniéwany coraz bardziéj tak mówił daléj.
— Nie darmo ja zaraz spójrzawszy Waspanu w oczy, cóś niedobrego w nich upatrzyłem! Jutro żeby mi tu ciebie nie było ani nogi, ani ciebie, ani twojego braciszka, fora ztąd! Ja tu obejmę rządy, ale wprzód zdasz mi jeszcze rachunki z twego sławnego prowadzenia interesów. Ptaszek! ziółko! pokrzywka! Cicha woda! A, i