Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wszystko! odpowiedziała z pozorną obojętnością Matylda. Ty Adolfie nie znasz kobiéty jeszcze; kobiéta która prawdziwie kocha, poświęci sercu, imie, majątek, spokojność, — nawet honor i cnotę — Jest-li to słabość, jest-li to moc duszy?
— Lecz któżby przyjął tak wielkie ofiary? spytał Adolf. Śmiałżebym ja goniąc za własném szczęściem, pociągnąć cię w przepaść za sobą? Wyszlibyśmy potém na świat słuchać upokarzających nas oboje szyderstw. Jedni mówiliby, żem ja wziął cię dla majątku tylko, którego potrzebowałem, drudzy w oczy tobie śmieliby się z twojego wyboru. I Matylda, piękna, młoda, wolna, bogata, szczęśliwa, musiałaby to znosić! i jabym słuchając tego, niemiał sobie całe życie wyrzucać żem jest twych cierpień przyczyną? Wiész, dawno nie wątpisz Matyldo, że cię kocham, tak jak Aniołowie Boga kochają, ale połączyć los mój z twoim w téj chwili, byłoby to na złe użyć twojéj miłości i zrobić ją narzędziem twojego nieszczęścia.
— Dziwno mi doprawdy, żem tak długo i cierpliwie mogła słuchać tak dziwnéj przemowy — odpowiedziała Matylda urażona wstając