Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prędzéj i z tém się wcale nie tai. Gdzie się z bratem podzieję, co pocznę nie mając sposobu do życia, krewnych, przytułku; tego niewiém. Piérwszy raz wyszedłszy na świat, w progu jego przyjdzie się spotkać z nędzą! — zła wróżba!
Matylda słysząc to westchnęła, potrząsła głową i wzięła Adolfa za rękę.
— Mój drogi Adolfie, rzekła, alboż nie macie przyjaciół, nie wierzyszże w nikogo? Czyliż myślisz że wszyscy obcy podobni są twemu półkownikowi, któryby dla ocalenia stu ludzi pół fajki nie oddał? Chociażby ci się przyszło ztąd oddalić, czyż nie znajdziesz przytułku?
— A któżby, odpowiedział Adolf, któżby chciał próżnym obarczyć się ciężarem, z którego żadnéj nie miałby korzyści?
— O! nadto masz złe o ludziach wyobrażenie! rzekła słodko Matylda — to się nie godzi! Ty i brat twój, oddalając się z tąd, udacie się wprost do nas, do mojego ojca. Tak będzie koniecznie, nie odstąpię, tak być musi. Jesteśmy trochę krewni, w ścisłych oddawna stosunkach — to wszystko niech tłumaczy ofiarę naszą, w któréj bojąc się upokorzenia od obcych ci może nie