Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niósł się przybyły do pokoju Adolfa, sapiąc, dysząc i kaszląc niemiłosiernie. Usiadłszy na kanapie, wysapawszy się trochę, spójrzawszy marsem na stojącego przed sobą Adolfa, przybyły odezwał się po chwili.
— A! a ja mówiłem jemu! No, czy doprawdy mój pan brat zwarjował?
— Tak jest, cicho rzekł Adolf, a znowu mimowolnie łzy mu się potoczyły z oczu.
— Nu, co? czego płaczesz jak baba! fe! Czego? porzuć Waspan! fe! Czy dacie mi tam lulkę? hę? — Proszę! Wasan syn jego jejesteś? syn? tęgi chłopak! jaka szkoda? nu proszę!
To mówisz, gdérał daléj, mówisz, że interessami sam się zatrudniasz? Węgla mi daj do fajki, ja papierkiem nigdy nie zapalam. A macie tu co jeść? Dobrze że tu przyjechałem, to ja się wszystkiém zajmę, a Waspana uwolnię, będziesz sobie mógł pojechać, żebyś tu darmo nie wisiał.
Adolf spojrzał pękając od żalu i gniewu, ale zmilczał.
Zapaliwszy fajkę, przybyły rozparł się wygodnie i odezwał się znowu.