Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy jéj tu niéma?
Ktożby znalazł odpowiedź na pytania, sięgające za groby? Starzec szedł daléj, pytał ciągle, a nikt, nawet słudzy, nie mieli odwagi powiedzieć mu, gdzie ona.
Pytał przez sen w nocy, pytał na jawie od rana do wieczora, nikt nie odpowiadał, każdy wzdychał, ruszał ramionami lub rękawem suche oczy obciérał, dla pokazania przed drugiemi że jest czuły, a w duszy nic nie czując przecie. Prości ludzie tak samo czułość udają, jak wyższego towarzystwa osoby odrętwiałość na wszystko.
Wieczor był, zachodziło słońce; na dziedzińcu dwóch powracających z polowania sług rozmawiało z woźnicą, który konie od wody prowadził; wtém pojazd jakiś zajechał przed wrota i głos z niego dał się słyszéć.
— Ha! a otwórzcie tam przecie.
Spójrzeli myśliwi w tę stronę i ujrzeli koczyk żółty niewielki, czterma końmi wzdłuż zaprzężony, z tłumokiem z tyłu.
Pośpieszono otworzyć wrota, pojazd wtoczył się na dziedziniec.