Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hej panie Djonizy zsiądźmy z koni, toż to pogrzeb staréj...... warto zmówić kawałek paciérza, dobra była kobiéta, a do tego filozofka! Słyszałeś jéj historją!
Pan Djonizy (wysoki gapiowaty). A zsiądziem, zobaczym, tu i Adolf być musi.
P. Alexy. A, ot tam stoi! No chodź, obejdziemy go bokiem, nie będziem go witać ani z nim gadać, ambarassownie by było, jabym się na to nie potrafił zdecydować przy tylu świadkach — Jeszcze taki od płaczu zamazany; co jabym z nim gadał.
P. Djonizy. Chodźże tędy.
P. Alexy. Powoli tylko, bo mnie od polowania dobrze nogi bolą, jak rozłamane. Jaki to jéj, panie, pogrzeb wyprawili, co za katafalk! Nie było tego kiedy mojego ojca chowali! Chodź, wejdziemy do kościoła.
P. Djonizy. Poco? tam swąd od lamp i swiéc być musi. Cóż tam osobliwego zobaczysz? Choć nie dosłyszym mowy, nie wielka szkoda, proboszcz właśnie zaczyna.
P. Alexy. To fanatyk okropny, niéma czego słuchać!
P. Djonizy. Fanatyk?