Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

starca napój, skutkował nareście, i powolny sen spuścił się nad nim rozwijając skrzydła nad jego duszą. Zdawało się przytomnym, że odpoczywał, lecz któż zgadnie co marzył? O! straszne marzenia rospaczającego, straszniejsze niż myśli, choć z nich splecione, sen wgniata je w duszę, jak okowy w ciało wbija długie ich noszenie.
Gdy usnął, lekarz i Matylda z wlepionemi oczyma oczekiwali niecierpliwie, aż się całkiem uspokoi, i konwulsyjnie drgać i wołać przestanie.
Już to uspokojenie nadchodziło, gdy nagle znowu, wrzask, śpiéwy, głos skrzypiec i basetli, obudził okropnie starca. Wszyscy wybiegli co prędzéj. Było to przejeżdżające z sąsiedniéj wsi wesele; przyszło po życzenia szczęścia i wódkę. Odprawiono je jak najprędzéj, a zimny nawet lekarz pluć już zaczął z nieukontentowania; gdyż wszystko spikać się zdawało na biednego starca. On usnął znowu, lecz przeznaczeniem jego widać było, ostatnich chwil kilku życia nie mieć nawet spokojnych. Zaledwie odprawiono wesele, które zdeptało murawę niedawno wozem śmierci zgniecioną, wto-