Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żadne, żadne, nie mogło mego młodego serca zastąpić, żadna kobiéta mojéj pary, nas dwójga, dosztukować; — byłem sam jeden; a na niebie było czarno i północ biała, we wszystkich miastach świata po kolei; takżem tylko północ słyszał od południa do południa — Dla mnie ciągle była północ, godzina strachu, upiorów, samotności.
Nagle, jakby mi się oczy otwarły, złota myśl przyleciała do głowy — pójdę do grobu, wyjmę z niego własne serce! Nie mogło zgnić jeszcze! A! zimne już było, suche, stare — Włożyłem je do piersi, moje własne, a biło w nich jak cudze i w duchu pomyślałem że:
Serce póty jest sercem, póki młode.
Szedłem na świat, chciałem się niém znowu z jakąkolwiek kobiétą podzielić, wszystkie chciały młodego, świeżego, moje w grobie leżąc długo, stęchło i postarzało — połowę nawet podobno szczury zjadły.
O! moja luba, tam w niebie dokąd powrócim znów dwoje, dadzą nam nowe serce, które zawsze, zawsze, będzie młode, jak było nasze chwilę tylko tutaj na ziemi. O! moja luba, czekaj tam na mnie, tam będziem dwoje, dwoje