Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A gdyby ci jeść nie dawał?
— Poszedłbym szukać drugiego.
— Przedaj mi swoje serce, słyszałem, że bardzo je chwalono.
— Najchętniéj — tylko że w tym momencie, serce moje obraca się z pieczenią, którą czuję, potém. Już reszty słuchać nie chciałem. Zamyśliłem się u jakiegoby stworzenia serca sobie dostać?
Zajęcze — będę tchórz; krucze, będę złodziej; tygrysie, będę okrutnikiem; jagnięce, podobneby było do cukrowego. Pójdę do sowy — Kto wie jakie serce u niéj, sowa była dawniéj ptakiem Minerwy; póki jeszcze żyła pani Minerwa.
Czekałem do nocy, w nocy poszedłem do lasu, do starych zwalisk, stolicy sów. Zdala już ujrzałem ich tłum po świecących oczach widoczny. Siedziały w rząd, na wpół spalonym dachu i śpiewały pieśń zgliszcza i smutku.
— Jak się świat cały spali, śpiewały, my usiędziem na popiołach i na węglach upieczem sobie mnóstwo wróbli, będziemy jeść śpiewać i panować.
— Upadam do nóg, Waszych sowich Mości.