Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ny płaszcz, w tym, czasem zimno, bo wiatrem tylko podbity, wikarjuszowski.
— Ja mam watowany, odpowiedział trzeci, ale go nie wziąłem. — Mówiłeś zdaje mi się że będzie wiele kaczek?
— Tak.
— A gdzie będziemy śpiewać?
— Tu.
— A! Jest, jest! mój brewiarz z nótami, uczyłem się wokalnéj w Seminarjum.
— Ja nie — na pamięć śpiewam! Patrzajno patrzaj, co to za pani, co tam na ganku stoi?
— To prezesówna — gada z synem nieboszczki. — Hej! ty tam gapiu z chorągwią daléj wystąp, daléj! A Wincenty z Krzyżem niech się cofnie. — A cóż trumna już gotowa!
— Jeszcze nie, uwiązują, niech lepiéj przymocują. Źle że takie konie swawolne do wozu zaprzęgli, moich tu było dać chudeuszów. Patrzno jak stary płacze, mówią że ją bardzo kochał. Ale, powiadają, (relata refero), że to nie żona jego była, non legitima, ale tylko jakieś matrimonium conscientiae.
Bóg to wie, odpowiedział drugi. Ale, ale, mówiono mi żeś swojego stępaka osednił?