Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczerszych części[1], i kilku par trzewików zdartych na daremne przechadzki do lasu, nic nie mogłam zrobić z ciebie — Jesteś zawsze ten sam, zawsze słaby, zawsze — O! już więcéj nie powiem — Dobranoc —
Julja poszła, Adolf został na miejscu, nie wiedząc co z sobą począć. Pierwszy raz tak gwałtownie przymówili sobie. Ona, szła daléj, ale takim krokiem jakim idzie dziecię odpędzone od matki, spodziewając się, że za chwilę przywołają je nazad. Szła, obejrzała się uszedłszy kilka kroków i ujrzała Adolfa stojącego na miejscu, w którém go zostawiła — Zawołała jeszcze.
— Dobranoc; chcąc tym sposobem wywołać jakie usprawiedliwienie z ust Adolfa. Ale on milczał na ten raz, po części z powodu, iż tajemne przejażdżki do lasu i ciągła walka z sumieniem, już mu się naprzykrzyły, po części, że nie wiedział co mówić. Obrał więc milczenie, jako wybornie zastępujące wymowę, bo pod pokrywką milczenia, czegoż się w duszy człowieka domyślać nie można?

Julja coraz daléj odchodziła; Adolf stał na miejscu a biedna Matylda patrzała na tę scenę okiem politowania, żalu, radości. Serce jéj wy-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Najprawdopodobniej zamiast części winno być chęci.