Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

może. Prześladujesz mnie Matyldą, jak gdybym mógł obojętnym być dla niéj. Nie — ona mi dała tyle dowodów przywiązania, ja ją kocham.
— Kochasz? — a mnie? spytała Julja z rozognioną twarzą, z zapalonemi oczyma.
— Ciebie — ciebie, rzekł zmieszany Adolf — ja i ciebie kocham także, ale inaczéj — Ją jak przyjaciółkę, jak żonę; ciebie jak, jak — — Nie znalazł wyrazów i milczał.
— Jak puste naczynie, z którego do kropli wypiłeś napój roskoszny, zawołała Julja popędliwie. O! ależ ja nie chcę takiéj miłości, dziękuję za nią, równie jak za litość, dziękuję — Ja, wcale czego innego żądam! — Nie — nie — tyś nie dla mnie, ja nie dla ciebie, precz ode mnie, precz ode mnie —
— Znowu dzieciństwa, powolnie odezwał się Adolf, gniewasz się, jak gdybyś po raz piérwszy dowiedziała się, że kocham Matyldę. Przecież mało nie codzień ci to powtarzałem. Tak — kocham ją, szacuję i gryzę się, bom jéj nie wart.
— Dość, dość, na Boga, dość tego! Cicho — Skończmy już wszystko raz przecie. Próżnom się łudziła tylko. Żal mi, że mimo naj-