Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Alboż ja wiem! obojętnie odpowiedział Adolf, który w ciągłém obcowaniu z Julją, osmielał się coraz bardziéj.
— Musiałeś o tém myśleć jednakże.
— Myślałem prawda, rzekł Adolf — nasze schadzki skończą się zapewne — z jesienią.
— A zima zmrozi serce do reszty?
— Serce? spytał nieostrożnie Adolf, jakby sam do siebie mówił.
— A! przepraszam, podchwyciła gwałtownie Julja, zapomniałam, że serce w naszych stosunkach, najmniéjszego niema udziału. Jest to tylko zabawka, którą litościwy Adolf przedłuża o ile możności, zwodząc biedną wdowę — To mówiąc porwała się, rozgniewana, i chciała odchodzić. Adolf wstał także w milczeniu — Co się działo w sercu Matyldy wciągu téj rozmowy, tego nie wypowiem. Już Julja odchodziła, gdy Adolf ją wstrzymał.
— Juljo, nie bądźże dzieckiem kaprysném, zawołał — znamy się dobrze, na co grać komedją. Codzień toż samo się powtarza, codzień postępujesz ze mną, jak z chłopcem, w którego oczach, cacko większéj nabiera wartości, gdy je niańka nad głową podniesie, tak iż go dostać nie