Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Matylda, nim się mąż jéj na zwykłą wieczorną wybrał przechadzkę, wyjechała niby w odwiedziny w sąsiedztwo; i ukryła się w lasku, myśląc zapewne tym sposobem przekonać się o niewinności męża, lub jego zdradzie, któréj jeszcze nie wierzyła biedna! Cała drżąca ukryła się, wyrzucając sobie to spiegostwo nikczemne, które tłumaczyła przed sobą konieczną potrzebą przekonania się o wszystkiém naocznie — Mimowolnie spodziewała się jeszcze, iż doniesienia były fałszywe, Adolf niewinny, takie o charakterze swego anioła (jak go zwała) miała wy-obrażenie.
Zaledwie usiadła w krzakach leszczyny i okiem rzuciła na drogę mimo idącą, ujrzała przy świetle wschodzącego xiężyca, migającą niedaleko, białą suknię kobiecą. Sercem nie oczyma poznała Julją — serce się jéj ścisnęło, gdy usłyszała piosnkę wesołą, tak dziwnie odbijającą od jéj uczuć, udręczenia, boleści jakie czuła. Przebiegłszy drożyną, Julja siadła pod drzewem o dwa kroki od Matyldy, któréj postrzedz nie mogła, sparła głowę na ręku, westchnęła, spójrzała na drogę, w tę stronę z kąd Adolf miał przybyć. Po chwilce, dal się słyszeć tentent