Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przeciwnie Julja, rada że w życiu które sobie czczém i bladém na przyszłość wyobrażała, zajaśniała jeszcze gwiazda roskoszy, wróciła do domu śpiewając, o tyle szczęśliwa i wesoła, o ile nadzieja uszczęśliwić i rozweselić może. Nie obchodziło ją już wcale, zimne obejście otaczających, obojętność ojca, siostry, brata; pobiegła do swego pokoju, rzuciła się na łóżko zmordowana, odpoczywać, rozmyślać, ważyć, układać. Miała rozpocząć dzieło wielkie, ważne, miała odstręczyć męża od żony, któréj nic zarzucić nie potrafiła nawet złość i potwarz. Długo nad tém myślała Julja i wyznała przed sobą, że się podjęła rzeczy trudnéj, prawie do dokonania niepodobnéj. Adolf z swojéj strony, aby się uniewinnić przed sobą, aby się zadurzyć i głos sumienia zagłuszyć, tłumaczył sobie swój występek wszystkiemi przymiotami Julij. Ale kiedy je kładł w myśli obok cnot Matyldy, upokorzony, zwyciężony, znów czuł zgryzoty sumienia.
Pomimo tego — o! słabości człowieka! — nazajutrz znowu był w lasku i codzień potém, czas długi, schodzili się w nim wieczorem. Mamże opisywać jeszcze, te miłośne schadzki, w któ-