Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się w jéj twarz bladą i jęcząc cicho pod ciężarem swoich boleści. Tuż przy nim lekarz zażywał tabakę, ucierał nos i przemyślał właśnie ile będzie miał straty na dukatach, które zamiérzał wymieniać.
Adolf znużony kilkodniową niespokojnością i trudem, przeszedł do sali, siadł na kanapie i dumał. Za nim zaraz weszła Matylda, zrzuciła chustkę, poszła do źwierciadła, poprawiła trochę rozrzucone włosy, a potém zbliżyła się do niego. Oboje byli smutni, oboje milczeli. Adolf spoglądał na zamknięte fortepiano stojące u okna, potém na nią, potém na sufit — nareście podniósł się trochę, westchnął i wziął ją za rękę.
— Tak to, rzekł, Matyldo, zmienia się wszystko na świecie — dawniéj bywało wesoło w téj sali, dziś tak smutno!
Zwyczajna koléj rzeczy ludzkich, odpowiedziała kobiéta z westchnieniem, rzucając ledwie dojrzany przelotny wzrok na źwierciadło. Smutki mijają przecie, musi mijać i radość. Matka twoja zdaje się mieć lepiéj.
Adolf nic nie odpowiedział, potrząsnął tylko głową.