Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lekarstwa. Wtém otwarły się drzwiczki, on się porwał, Xiądz wychodził od choréj; mąż pobiegł do niéj.
Lekarz który za nim pośpieszył, znalazł ją gorzéj, w godzinę gorzéj była jeszcze, i już powątpiewał nawet o jéj życiu. Na miejscu z którego od tygodnia nie zchodził starzec, siedział znowu i płakał, przy nim był syn i Matylda.
Noc nadchodziła, słudzy po cichu po domu przechodzili; w pokoju choréj panowało nieprzerwanie to uroczyste milczenie, poprzednik śmierci przeprowadzający duszę do wysokich krain pokoju. Myśli przytomnych zawieszone nad grobem zdawały się oczekiwać tylko popędu jaki im nadadzą wypadki; — czy z duszą umarłéj pójdą do niebios, czy z nią zostaną na ziemi. Lekarz tylko zimny, trawiący boleść cudzą tak łatwo, jak najlżejszą potrawę, z zimną krwią, z zamkniętém sercem patrzał na ostatni oddech umierającéj, licząc tylko w myśli, ile mu dać mogą za trzy nocy bezsenne. Wreście spokojniejsza usnęła chora; starzec nie chciał jednak odejść od jéj łoża; z zwieszoną głową, pełną wspomnień ubiegłego życia, wpatrując