Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Chwilę! co za łaska! szydersko przerwała Julja, chwilę odrywasz z złotego pasma dni twoich dla biednéj Julij, którą pogardzasz, dla tego, że kiedyś, nadto łatwo ci się poddała! —
Adolfowi przykro było słyszeć, iż mu przypisywano pogardę, któréj w istocie nie czuł, odezwał się więc z wysmażoną obroną.
— Nigdy nikim nie pogardzałem, tém bardziéj osobą, która — któréj los wzbudza we mnie zawsze —
— A! Boże, cóż za retoryka! przerwała Juja z szalonym śmiechem. Sądząc ze stylu, sądzićby można żeś świeżo wyszedł z szóstéj klassy i stoisz nie przed dawną kochanką, ale przed bakałarzem jeszcze. Znać, żeś nie czuł tego co chciałeś powiedzieć — był to obrazek myśli, ale nie myśl prawdziwa. Ale ja znam się dobrze na słowach, w których niema czucia, tylem ich słyszała! kleją się takie wyrażenia, jak słowa które dzieci z pociętych liter układają. Adolf do mnie w tém miejscu, takżeby to przemawiać powinien?
— Prawdziwie — przepraszam — ale jakże mam mówić? —
— Tak tylko, jak niegdyś ognisto w tém miejscu rozmawialiśmy, pamiętasz?