Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O! pamiętam, aleś się pani od tego czasu, tak zmieniła?
— A pan, pan żeś się nie zmienił? Wierna Matylda nie zatarłaż Julij do reszty w jego pamięci i sercu? No — może już przeszła darowana mi chwilka! Mamże pożegnać? xiężyc zachodzi, chmurzy się, oboje mamy jeszcze drogę przed sobą. Ty, do żony, ja do domu, gdzie mnie nikt nie czeka, nikt nie powita, gdzie nikt na mnie nie spójrzy! A! ale dbamże ja oto? Dobranoc ci. Może się kiedy jeszcze zobaczym — może jutro będziesz jechać tędy. Ale — Dobranoc! Widzę żeś już nałożył kapelusz i lecieć zamyślasz do domu. Idźże, idź kiedy ci tak śpieszno — Ja tu jutro będę — No! idźże, czego stoisz? Czegoż chcesz jeszcze? Patrzysz na mnie, wahasz się, żądałbyś innego pożegnania? Śmieszny człowiek! A Matylda? Także ci wierna, jak ty jéj? Dobranoc, dobranoc — Nie leć tak prędko jakbyś się lękał, żeby cię upior nie gonił — Rozbijesz gdzie nos o drzewo i będziesz się musiał tłumaczyć, jak z tamtego guza, na swojém weselu? Dobranoc! Dobranoc!