Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bo o życic nie stoję. Jeszcze czekasz, jeszcze stoisz? ozwała się po chwili — I czegoż? Zapewne chcesz mnie pocieszać — O ty zawsze, tak dobre miałeś serce — Ale to napróżno — jedź sobie daléj — jedź sobie daléj —
Stoisz jeszcze?? Chcesz więc koniecznie przywitać starą znajomę? Zsiądź z konia, pogadamy.
Adolf nie umiał się oprzeć rozkazowi, kto wie, czy przez szczególne uczucie litości, dla ulżenia jéj, nie byłby, gdyby mu kazała, najszaleńszego głupstwa popełnił — Podbity był słaby człowiek, jéj głosem, wzrokiem, niepojętą władzą, jaką na niego zawsze, a teraz bardziéj niż kiedykolwiek wywierała. Zsiadł więc z konia, przywiązał go do drzewa i stanął przed nią zmięszany, ciekawy, poruszony, smutny. Znowu milczeli, ale Julja podniosła na Adolfa wejrzenie ciekawe, długie, głębokie, kiwnęła potém głową i ozwała się cicho, smutnie, z bolesném westchnieniem.
— A! wieleż to rzeczy minęło i znikło Adolfie, wiele to zaszło odmian, ja z twojéj niegdyś kochanki, dziś przedmiot obrzydzenia, a może litości. Ty się mną brzydzisz jak drudzy?